„Tajni dyrygenci chmur” - Wioletta Grzegorzewska
Tytuł: Tajni dyrygenci chmur
Seria: ...alchipelagi...
Autorka: Wioletta Grzegorzewska
Wydawnictwo: W.A.B.
Gatunek: literatura piękna
Data premiery: 15.05.2024
Liczba stron: 272
Gatunek: literatura piękna
Data premiery: 15.05.2024
Liczba stron: 272
Opis książki
To powieść w duchu nowego realizmu magicznego Nathana Hilla czy Donny Tartt o dorastaniu w późnym socjalizmie, kiedy Polska przeżywa kryzys gospodarczy, jedzenie wciąż jest na kartki, a młodzież indoktrynowana w szkołach.Nadchodzi wiosna 1986 roku. Urodzona w biednej rodzinie robotniczo-chłopskiej samotna i nadwrażliwa Lola, żyjąca w cieniu tragedii rodzinnej, idzie pierwszy raz do biblioteki, jest świadkiem największej katastrofy w dziejach Europy, jedzie na pierwsze kolonie, przeżywa pierwszą miłość, próbuje odkryć rodzinne tajemnice.
Powieść Grzegorzewskiej, nawiązująca do wątków z jej debiutu „Guguły”, pokazuje mało znany już świat chłopów żyjących od pokoleń ze skraju Jury, kulturę Łyków i śląskie zwyczaje.
źródło: Lubimy Czytać
Recenzja
Niespiesznie przenikająca skomplikowane meandry dorastania w przytłaczającej rzeczywistości. Z czułością traktująca o codzienności niebanalnej nastolatki o bujnej wyobraźni. Wzbudzająca w sercu swoistą nostalgię za powidokiem młodzieńczych lat.
„Tajni dyrygenci chmur” to powieść nakreślona powłóczystym piórem literatury pięknej, fragmentarycznie z prostotą eksponująca przebrzmiałą już codzienność, momentami z wyczuwalnym liryzmem eksplorująca emocje dojrzewającej dziewczynki. I taka właśnie staje się cała ta kreacja – niebanalna, choć zanurzona w prozaiczności, niewymownie bliska, choć zainscenizowana w odmętach późnego socjalizmu. Dla dorosłego odbiorcy będąca sentymentalnym powrotem do przeszłości, melancholijną refleksją nad własnymi doświadczeniami z lat dzieciństwa. Tak przecież tożsamymi z oddanymi na kartach tej książki kadrami, w których przywołano utrwalone w pamięci relikty tamtego okresu. Z wyraźną wrażliwością i prozatorskim kunsztem traktowania o sprawach błahych z istotną głębią, Pani Wioletta Grzegorzewska roztacza przed czytelnikiem minione realia, które wciąż zalegają na dnie serca, a teraz, jakby znów żywe, wizualizują się ostro jak fotografia przed oczami.
Ten jakże ujmujący tytuł podkreśla scenerie przesiąknięte dojmującą biedą i niedostatkiem, osnute na tle kryzysu gospodarczego z lat 80., a przy tym sportretowane barwami robotniczo-chłopskiej familii. Sugestywnie oddano tu głos kilkunastoletniej Loli – dziewczynce skrytej, zauważalnie otulonej samotnością, sensorycznie pojmującej naturę, emocjonalnie kruchej, łaknącej bliskości. I choć jej codzienność odmalowano szarymi, posępnymi odcieniami, to jej egzystencja obfituje w iście jaskrawe niczym barwy tej okładki wydarzenia. Muska ona bowiem bogactwo oferowane przez słowa zaklęte na papierze, wymyka się rodzinnej kurateli i pośród wakacyjnej aury doznaje pierwszych miłostek oraz zaznajamia się ze swoją cielesnością, poznaje też gorycz strachu, w końcu usilnie przedziera się przez przemilczane tajemnice z przeszłości. Jednak też śmiało zaczyna marzyć o innej przyszłości, o tożsamości wyzutej z nędzy – wszak wystarczyły tylko dwa tygodnie, by zakorzenić w Loli wstyd przed swoją matnią dnia i zarazem umocnić wciąż tlącą się miłość do znanego otoczenia, a jednocześnie zainicjować chęć przemiany, która determinuje potrzebę walki o lepszy byt. By zauważyć nieustanne obcowanie ze śmiercią, która cichutko przycupnęła w kącie śląskiej chałupy i spogląda zuchwale na każdy krok dziecka. Która obserwuje enigmatycznego dziadka, charakterną babcię, pogrążoną w smutku matkę i wesołkowatego oraz miłującego osobliwą pasję ojca, zarazem niestroniącego od zamkniętych w butelce uciech. I zerka, i duma, i roztrząsa skłonności dziewczynki do zatracania się w swoim wnętrzu, do bolesnego i niełatwego do okiełznania krzywdzenia samej siebie. Zdecydowanie trudno o bardziej rozdzierającą wizję małoletniego wyobcowania.
To literacka kompozycja mimowolnie wypełniająca serce smutkiem, ale przy tym kojąca i otulająca, w której należy się rozsmakować, której należy się oddać wszystkimi zmysłami. Nakreślone z artyzmem ujęcie skomplikowanej prozy dnia, z pewnością pozbawionej kuszącego kolorytu życia i zaakcentowanej z iluzorycznie nieistotnymi, ale finalnie solidnie budującymi młodzieńczą wrażliwością detalami, wręcz zachwyca, emocjonuje i intencjonalnie zdziera kurz z literacko zapomnianego świata chłopów śląskich i ich rodzin. To opowieść piękna, o narracji iście czarującej, o fabule mało klarownej i niełatwej do zdefiniowania, a tak zniuansowanej emocjami. Dla mnie bezsprzecznie zachwycająca i magnetyzująca swoją nieoczywistością, choć tak przecież wysublimowanie życiowa i autentyczna, a przy tym uniwersalna i wielowarstwowa. Ewidentnie sielska i oblepiająca słodyczą beztroski, ale i wybrzmiewająca równie głośno dziecięcym niepokojem w czasach PRL-u.
Reklama: W.A.B.
Komentarze
Prześlij komentarz